3 listopada 2014

Zdenkowani #3

Witajcie Kochani!

Dziś post o kosmetykach, które w ostatnim czasie (no, może nie takim znowu ostatnim) sięgnęły dna. Ja osobiście bardzo lubię czytać takie posty na innych blogach, ponieważ można się z nich dowiedzieć o produktach nie będących ani ulubieńcami, ani bublami, a jednak przewijającymi się przez nasze toaletki. Jest tego całkiem sporo, zatem przechodzę do rzeczy!

Na początek dwa żele pod prysznic.


Balea Dusche&Creme mit Erdbeerduft
Kupiłam go przy okazji zakupu szamponu oczyszczającego u jednej z Pań sprowadzających te kosmetyki do Szczecina. Koszt to niecałe 10zł za 300ml, choć w DM z pewnością zapłacimy za niego mniej ;) Ja nie do końca rozumiem fenomen tej marki w Polsce.. Ot tanie kosmetyki produkowane dla jednej z drogerii, tak samo jak Isana dla Rossmanna czy Cien dla Lidla, a jednak te nas nie zachwycają. Dlaczego? Ano może dlatego, że są pod ręką. Dla mnie żel jak żel, niczego specjalnego się po nim nie spodziewałam, choć o przepięknych zapachach tych produktów krążą już legendy. Dla mnie zapach był mocno chemiczny, po prostu sztuczna truskawka. Nie zachwycił mnie, choć dobrze się pienił i był wydajny. 

La Petit Marseiliais Delikatny żel pod prysznic Mandarynka i Limonka
Kupiłam ten żel z czystej ciekawości na promocji w Rossmannie, o czym pisałam tu --> klik <-- Raczej mnie nie zachwycił, początkowo miałam problem z wyborem zapachu, ponieważ żaden nie wydawał się urzekający. Mandarynka i limonka to zapach orzeźwiający i lekki, idealny na lato, kiedy to właśnie go używałam. Niestety wystarczył mi na krótko... Jego konsystencja była bardzo rzadka, żel przelewał się przez palce, a z buteleczki wydostawała się zdecydowanie zbyt duża jego ilość. Raczej nie powrócę do żadnego z tych żeli.


Isana Hair Proffesional Szampon do włosów łamliwych i bez połysku
Dla mnie jest to idealny szampon tzw. pierwszego mycia, choć na wyjazdach i drugiego! Bardzo tani (na promocji 5zł za 500ml!), łatwo dostępny (każdy Rossmann) i niesamowicie wydajny. Ale po kolei - tak jak zostało wspomniane myję włosy dwa razy. Pierwszy raz za pomocą jakiegoś tańszego, drogeryjnego szamponu, natomiast do drugiego mycia używam z regułu szamponów z Biovaxu. Żaden szampon, a miałam ich już mnóstwo, nie pienił mi się we włosach przy pierwszym myciu - ten owszem! Co prawda ma bardzo gęstą, lepką i ciężką konsystencję, ale zostaje on na włosach i doskonale je oczyszcza. Czasami zdarza się, że myję włosy wyłącznie tylko tym szamponem - są one wówczas miękkie, odżywione i z pewnością nieobciążone! Szapon nie przesusza mi skóry głowy i nie powoduje powstawania łupieżu. Zawsze chętnie do niego wracam, choć obecnie używam czegoś zupełnie innego. Uważajcie jednak na niego, na Wizażu bowiem nie znajdziecie na jego temat chyba nic pozytywnego...

L'Biotica Biovax NutriQuick Dwufazowa odżywka bez spłukiwania 
Ta akurat to wersja z Keratyną i Jedwabiem, ale ja sięgam po różne jej warianty. Mam ogromne zaufanie do L'biotici, produkty tej firmy niejednokrotnie pomogły mi wyjść z wielkich kłopotów pielęgnacyjnych. Uwielbiam te odżywki za ich lekką formułę, neutralny zapach i pomoc w rozczesywaniu włosów. Dodatkowąo zimą zapobiegają elektryzowaniu się włosów, za co również należy im się ogromny plus! Bardzo je lubię, używam ich niezmiennie od kilku już lat, ale ich minusem może być cena - za 200ml przychodzi nam zapłacić około 21zł. Nie jest to może majątek, ale bywają równie dobre, a tańsze odżywki.


Bielenda Fruit Bomb SPA Winogrono Masło i Peeling do ciała
Przyznaję, że do zakupu tych wlaśnie produktów skusiła mnie cena, bowiem każdy z nich kosztował... 1,49zł. Spokojnie, nie jest to cena regularna, po prostu trafiłam na ostatnie sztuki w Biedronce ;) W swoich zbiorach mam jeszcze dwa masła - jedno z papają, a drugie z arbuzem. Ale nie o nich mowa! Oba produkty - masło i peeling mają dość sztuczny zapach, absolutnie nie utrzymujący się na skórze nawet minutę po aplikacji. Peeling jest dla mnie kompletną klapą... Co prawda jest drobnoziarnisty i ostry, ale rozpuszcza się natychmiastowo, jest bardzo mało wydajny (cztery użycia?), a po jego zastosowaniu na skórze pozostaje tłusta parafinowa warstwa. Do masła raczej nie mam większych zastrzeżeń, poza konsystencją może, która w ogóle nie przypomina masła, a jest dość rzadka i lejąca. Cieszę się, że zużyłam już oba te produkty, choć pozostają mi jeszcze dwa masła.


Isana Zmywacz do paznokci o zapachu migdałów
Cóż, tego produktu nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Nie liczę, która to już moja buteleczka, ponieważ wracam do niego za każdym razem. Zdecydowanie wolę wersję zieloną, acetonową, aniżeli tę różową nie zawierającą acetonu. Zmywacz doskonale radzi sobie z aboslutnie każdym lakierem, nawet tym mocno brokatowym czy piaskowym. Cena również przemawia na jego korzyść - niecałe 5zł za dużą buteleczkę 250ml. Zastrzeżenia można mieć jedynie co do zapachu - jest ostry, zdecydowanie acetonowy, trudno jest dostrzec chociażby nutkę migdałów. Mimo wszystko dla mnie to numer jeden wśród zmywaczy do paznokci!


Żel głęboko ozyszczający Normaderm Vichy
Zaczęłam używać go jakieś dwa lata temu, gdy w obiegu dostępna była duża butelka 400ml w cenie małej, ponieważ żel ten ma dość wysoką cenę - 50zł za 200ml stacjonarnie, na Allegro można zmieścić się w 35zł wraz z wysyłką. Jest to produkt kultowy, myślę, że nikomu nie trzeba go przedstawiać. Krótko - fantastyczny skład (zero alkoholu, parabenów czy SLSów, za to dodatek wody termalnej Vichy), wysoka wydajność (mała buteleczka spokojnie wystarcza na trzy miesiące), zero reakcji uczuleniowych, zero podrażnień, skóra gładka i oczyszczona. I opakowanie z pompką! Nie ma nic wydogniejszego, przynajmniej dla mnie. Na chwilę obecną odłożyłam ten żel na rzecz nowej serii Ziaji z liśćmi manuka, natomiast jestem w 100% przekonana, że jeszcze do niego wrócę!


Bezalkoholowy tonik odświeżający Kuracja dotleniająca Soraya
Przyznam szczerze, że raczej małą uwagę skupiam na tonikach do twarzy i często wybieram te, które aktualnie są w promocji (choć dużym zaufaniem w tej kwestii darzę Sorayę). Działanie toniku trudno jest ocenić, bowiem jego podstawowym zadaniem jest przywracanie naturalnego pH skóry. Ten akurat był w porządku - nie zawierał alkoholu, przez co nie wysuszał skóry, nie podrażniał i nie był tłusty. To jeden z niewielu obojętnych mi produktów ;)

Woda różana KTC
Myślę, że o tej wodzie słyszała już chyba każda z Was ;) Idealna jako tonik, doskonale nawilża, a stosowana przez dłuższy czas sprawia, że cera staje się rozpromieniona i bardziej elastyczna. Minusem tej wody jest jej zapach - baardzo intensywny, przywodzący na myśl zapach toaletek naszych babć. Jednak zapach nie utrzymuje się na twarzy, jest wyczuwalny jedynie przy aplikacji. Na chwilę obecną nie chcę zamieniać tej wody na inny tonik, zwłaszcza, że cena również zachęca - ja płaciłam niecałe 5zł za buteleczkę 190ml. Trudności pojawiają się w jej dostępności, co prawda  na Allegro jest jej od groma (szkoda, że koszt przesyłki przewyższa nieraz znacznie cenę samej wody), natomiast stacjonarnie w Szczecinie jeszcze jej nie spotkałam...


Płyn micelarny do demakijażu oczu i twarzy Wrażliwa Natura AA
Tra-ge-dia! O tym produkcie pisałam w Bublach --> klik <--- Nie wiem jakim cudem ten produkt ma nadawać się do cery wrażliwej czy alergicznej, skoro mi - osobie o mało wrażliwych oczach niesamowicie je podrażniał. Dodatkowo kompletnie nie radził sobie ze zmywaniem makijżu - zarówno tego wodoodpornego z tuszem i żelowym linerem, ale i tego "podstawowego". Więcej inormacji na jego temat znajdziecie w poście z Bublami, do którego link podałam wyżej.

Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu BeBauty
O płynie micelarnym z Biedronki także słyszała każda i założe się, że niejedna z Was to jego właśnie używa! Nie do końca może rozumiem zachwyty nad tym produktem - młyn micelarny ma zmywać makijaż tak samo jak żel po prysznic ma myć, nie potrzeba do tego ani specjalistycznych technologii ani wymyślnych składników, dlatego na rynku dostępnych jest mnóstwo dobrych płynów do demakijażu, choć wiadomo - zdarzają się wyjątki (patrzy wyżej). Dla mnie płyn BeBeauty jest spoko - szybko i dokładnie usuwa makijaż, nawet ten ciężki (cienie + tusz + żelowy liner), a w dodatku kosztuje grosze i dostępny jest w każdej Biedronce. Ale nie jest to dla mnie produkt niewiadomo jak rewelacyjny, bowiem poza usuwaniem makijażu nie robi kompletnie nic (zresztą co jeszcze ma robić?). Polecam z czystym sumieniem, ale myslę, że nie potrzebujecie moich poleceń, żeby go zakupić ;) Ach, nie wiem jak sprawdza się w przypadku tonizacji, ponieważ nigdy w tym celu go nie stoswałam. Macie z tym jakieś doświadczenia?



Pozostając wciąż w temacie pielęgnacji twarzy - dwa kremy.

Antybakteryjny krem matujący Siarkowa Moc Barwa
Ten produkt jest dla mnie ideałem! Do tego stopnia, że doczekał się osobnego postu w serii Zlota Dziesiątka --> klik <--- Nie chcę się tutaj powtarzać, powiem jedynie że jest to idealny krem na dzień, który doskonale matuje skórę na wiele godzin, nie roluje się pod podkładem, a także przedłuża trwałość makijażu. Zainteresowanych odsyłam do postu z maja ;)

Regenerujący krem korygujący na noc Dermo face Sebio Tołpa
Niestety nie udało mi się zachować tubki, a jedynie kartonik po tym produkcie. Kosmetyki Tołpy to tak naprawdę dermokosmetyki, dlatego też krem zamknięty był w tubce, miał gęstą żółtawą konsystencję o nieprzyjemnym zapachu - całość przypominała raczej maść niż krem. Pomimo tego mało zachęcającego wyglądu kosmetyk okazał się rewelacją - skóra była zawsze doskonale nawilżona, wypoczęta, gładka i przyjemna w dotyku. Faktycznie minimalizował wydzielanie sebum, a  także zapobiegał powstawaniu wyprysków czy zaskórników. Bardzo lubiłam ten krem i zawsze chętnie do niego wracałam. Obecnie testuję wspomnianą wyżej serię Zaji, dlatego też nie zaopatrzyłam się w kolejną tubkę tego kremu, ale wiem że i tak kiedyś do niego wrócę. Koszt kremu to około 30zł za 40ml. Chcecie osobny post na jego temat? Myślę, że z powodzeniem znajdzie się dla niego miejsce w Złotej Dziesiątce!



Zanim przejdziemy do kolorówki, pozostaje nam jeszcze pielęgnacja stóp!

Krem do stóp i pięt z mocznikiem Happy End Bielenda 
Spokojnie, to duże opakowanie 125ml, jedynie kartonik został przecięty ;) Jeśli chodzi o kremy do stóp, zawsze wybieram te z wysoką zawrtością mocznika. Działa on przede wszystkim zmiękczająco, ale i nawilżająco i wygładzająco. Ten krem akurat nie był strzałem w dziesiątkę, zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu krem z Lirene z 30% zawartością mocznika. Ten był ok, ale tylko i wyłącznie przy regularnym stosowaniu - wystarczyło pominąć jeden dzień, by skóra na piętach stawała się szorstka. Choć generalnie nie mam problemu z bardzo suchą skórą na piętach, ten krem raczej średnio sobie radził z jej pielęgnacją. Plusem jest niewątpliwie cena, która też skusiłą mnie do jego wypróbowania - niecałe 7zł za 125ml (Lirene to koszt 11zł za 75ml).

Złuszczająca maska do stóp L'Biotica
Na maski tego typu był szał tegorocznej wiosny, kiedy to nagle wszystkich oświeca, że warto zadbać o swoje stopy przed zbliżającym się nieuchronnie latem. Ja również postanowiłam się skusić na jedną z nich, a że mam zaufanie do firmy L'biotica, o czym pisałam wyżej, postawiłam właśnie na tę. Niestety zawiodłam się... Skarpetki niesamowicie śmierdziały alkoholem, co już nie wróżyło niczego dobrego. Zaraz po ich ściągnięciu odczuwałam nieziemskie swędzenie stóp! Myślałam, że nie zasnę, naprawdę... Skórka zaczęła się łuszczyć po około 3 dniach, ale niestety tylko w "delikatnych" miejscach, na piętach żaden naskórek mi nie zszedł. Maseczka kosztowala bodajże 18zł w Hebe. Cóż, z tego co wiem za tę cenę spokojnie można dostać "działającą" maseczkę złuszczającą...


Na sam koniec kolorówka! Rzadko kiedy udaje mi się wykończyć aż tyle kolorowych kosmetyków na raz ;)

Pogrubiający tusz do rzęs 2000 Calorie Dramatic Look Max Factor
Kolejny kultowy kosmetyk w mojej kolekcji ;) Raczej bym go nie kupiła, ale moje bystre oko dostrzegło go w rewelacyjnej cenie 13zł w Biedronce, więc szybko powędrował do koszyka, a co! Tusz raczej nie powalił mnie na kolana, zresztą pogrubienie to niekoniecznie efekt, którym sugeruje się podczas wyboru tuszu do rzęs. Był ok - nie osypywał się, trzymał się na rzęsach cały dzień i nie odciskał się na powiekach (!), ale także rzęs nie wydłuzał ani nie podkręcał. Ot, tradycyjny tusz do rzęs, jakich pełno na sklepowych półkach. Całkiem nie dla mnie. Minusem była też szczoteczka - gruba ze sztucznym włosiem, podczas gdy ja zdecydowanie wole te cienkie i silikonowe i zapach (?) - dość intensywny i charakterystyczny dla wszystkich tuszy 15lat temu. Jeśli macie ochotę wypróbować 2000 Calorie, konieczie polujcie na promocje, bo tych nie brakuje - cena regularna tego tuszu oscyluje w granicach 40zł...

Podkład ujednolicający z trzema pigmentami korygującymi 123 Perfect Bourjois
Tak, tak, tak! Odkąd dostałam próbkę tego podkładu ponad rok temu w Hebe, zakochałam się w nim! To dla niego porzuciłam Colorstay z Revlonu, a myślałam, że nigdy go nie zdradzę ;) Co prawda uważam, że trzy pigmenty (zółty przeciwko cieniom, zielony kryjący i  fioletowy przeciwko zaczerwienieniom) to ściema, ale podkład na twarzy wygląda rewelacyjnie. Może nie ma zbyt dużego krycia (ale nie jest ono też słabe czy średnie), ale jest bardzo lekki i zdecydowanie nie waży się. Nie utrzymuje się 16 godzin, to oczywiste, ale na skórze pozostaje długo i nie ściera się. Na chwilę obecną jest to dla mnie podkład z numerem jeden i myślę, że poświęcę mu jeszcze osobny post. 123 Perfect mam w kolorze N50 Ivory, jednak odciena tego nie spotkałam jeszcze w Polsce. Cena jest oczywiście całkiem spora - 50zł za 30ml, ale myślę że warto rozważyć jego zakup na zbliżającej się wielkimi krokami akcji -40% w Rossmannie.


Puder bambusowy z jedwabiem Paese
Białe pudry bambusowe są idealne do zmatowienia skóry twarzy na dłuższy czas, ale czy ten daje sobie z tym radę...? Nie jest to może produkt koszmarny, aczkolwiek na miano koszmarnego zasluguje z pewnością opakowanie - zdecydowanie zbyt duże otworki dla tak drobno zmielonego pudru, przez co mnóstwo, naprawdę mnóstwo produktu się marnuje czy to wysypując się, czy po prostu fruwając dookoła. Puderm owszem - matuje, ale również wysusza i podkreśla suche skórki, przez co makijaż nie wygląda estetycznie. Cena na stoiskach Paese jest mocno wygórowana - 40zł za zaledwie 8g... Ja zaopatrzyłam się w niego w hurtowni, gdzie zapłaciłam 19zł i otrzymałam lakier do paznokci gratis. Niezły deal, chociaż ja raczej już do niego nie powrócę...

Bronzer Honolulu W7
Największą masakrę dzisiejszego odcinka pozostawiłam sobie na koniec! Nie wiem czy znajdzie się choćby jeden plus na korzyść tego produktu... Może cena - jakieś 14zł za 6g? Chociaż za cenę z wysyłką z powodzeniem znajdziemy coś dużo lepszego. Ale po kolei - najpierw opakowanie. Totalna klapa - tandetne, tekturowe, na zakładkę, gdzie zawsze przy otwieraniu wszystko w koło było w brązowym pyle. Pędzelek? Do niczego, choć z reguły aplikatory dołączone do kosmetyków do tego właśnie się nadają. Kolor był i może w porządku - faktycznie brązowy, nie ceglasty, nie pomarańczowy, drobinek też brak, ale aplikacja to katorga. Za każdym absolutnie razem tworzyły mi się "placki", ponieważ produkt rozprowadzał się nierównomiernie. Bronzer był też niesamowicie napigmentowany, przez co w ogóle nie dało się stopniować efektu. Trwałość? Generalnie nie ścierał się, nawet ręką, ale za każdym razem gdy rozmawiałam przez telefon, bronzer wędrował z policzków na białą obudowę, przez co na policzkach zostawały po prostu... dziury. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że wreszcie udało mi się go wykończyć! Tak a propos - wydajność też jest kiepska, bowiem zużyłam go w dwa/trzy misiące. Obiecuję sobie i Wam, że nigdy więcej do niego nie wrócę! A jak Wasze wrażenia? Wiem, że jest dużo osób, u których produkt ten się sprawdza i jest wręcz ulubieńcem. Znam nawet pare z nich.

Uf, udało się dotrwać do końca! Koniecznie napiszcie mi czy używacie któryś z tych produktów i jaka jest Wasza opinia na ich temat! Zwlaszcza interesuje mnie ta dotycząca bronzera z W7 oraz maseczki złuszczającej z L'biotici ;) Do zobaczenia niebawem

Buziaczki,


Agnieszka!

4 komentarze:

  1. Zmywacz Isana moj ulubieniec, sięgam tylko po niego. Masła z Bielendy mecze dalej ale ich dni sa policzone. Niestety peelingi juz dawno sie pokończyły. No i jak skończę swoje micele z loreal pewnie sięgnę po pewniaka z bebeauty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też używałam micela z Loreal (nie pamiętam nazwy, ale była to prostokątna buteleczka z etykietą zabarwioną na lekki róż) i był całkiem w porządku ;) Ale jednak moja kieszeń woli BeBeauty!

      Usuń
  2. Bardzo lubię zmywacz Isana i tusz Max Factor :) Wodę różaną KTC chciałam kupić, ale akurat była niedostępna, więc zamówiłam Dabur :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam gdzieś tę wodę, ale jednak ta z KTC jest tańsza i bardziej popularna, więc postawiłam właśnie na tę ;) Ale z Dabur mam olej kokosowy do włosów i bardzo go sobie chwalę!

      Usuń