Witajcie Kochani!
Od ostatniego Projektu Denko minęło już sporo czasu, a ja wciąż sumiennie odkładałam opakowania po zużytych kosmetykach do, przeznaczonego na ten cel, miejsca w szufladzie. Niestety, nawet nie zauważyłam kiedy nazbierało się tego aż tyle! Część z tych produktów to stali bywalcy mej kosmetyczki, a część zupełne nowości. Zaczynajmy zatem, by niepotrzebnie nie przedłużać. Oto i oni, zdenkowani!
Na pierwszy rzut idzie Antybakteryjny Krem Matujący Siarkowa Moc od BARWA. Cóż, nie liczę które to już opakowanie tego produktu ;) Dla mnie fantastyczny, choć opinie na jego temat są bardzo podzielone. Nie chcę się rozpisywać, ponieważ osobna recenzja tego kremu znajduje się w poście z serii Złota Dziesiątka, do którego serdecznie zparaszam ---> klik.
Kolejny zdenkowany to Żel ze świetlikiem lekarskim i babką lancetowatą do powiek i pod oczy Flos Lek. Kupilam go całkiem spontanicznie, kilka edycji -40% w Rossmannie temu, gdy promocji tej podlegały również produkty do pielęgnacji. Koszt regularny to około 6zł. Szczerze mówiąc, nie mam opinii na temat tego produktu. Moim zdaniem nie zrobił kompletnie nic, choć nie podrażniał i nie lepił się. Używałam go wyłącznie na noc. Raczej go nie odkupię i chętnie wysłucham Waszych porad co do dobrego kremu pod oczy ;)
Następny w kolejce jest Soft Mat Loose Powder w odcieniu 1 Natural z Manhattanu. Tak samo jak w przypadku kremu, nie liczę które to już puste opakowanie tego produktu. Nie przepadam za pudrami w kamieniu i uważam, że lepsze właściwości matujące mają właśnie te sypkie. Koszt to około 32zł. W zestawie znajdziemy gąbeczkę, ja jednak preferuję nakładanie go pędzlem. Puder jest absolutnie moim ulubieńcem od wielu już lat. Ma delikatny, nie drażniący zapach. Na skórze rozprowadza się idealnie, zostawiając ją aksamitną i nie tworząc efektu maski. Jest niesamowicie wydajny. Dodatkowo gama kolorystyczna! Jestem osobą o bardzo jasnej karnacji, a ten puder jest po prostu idealnie do mnie dobrany. Puder występuje nawet w odcieniu 0 - transparentnym, za co również należy się ogromny plus. Produkt matuje i utrzymuje się na twarzy niemal cały dzień, dzięki czemu po paru godzinach w pracy czy na zajęciach nie muszę martwić się czy nie wyglądam jak kula dyskotekowa. Obecnie odstawiłam go, by móc wypróboiwać Puder Bambusowy z Paese, ale na pewno będę do niego wracać.
Już zaraz po ostatnim Projekcie Denko udało mi się wykończyć maskarę The One by One Volum' Express Mascara w odcieniu Satin Black z Maybelline. Ten tusz był moim ulubieńcewm przez bardzo długi czas, dopóki nie natknęłam się na maskarę z Lovely, o której pisałam już kilkakrotnie i której na pewno poświęcony będzie osobny post z serii Złota Dziesiątka. Powracając jednak do Maybelline... Tusz ma dość grubą silikonową zaokrągloną szczoteczkę, co nie wszystkim może podpasować. Ja akurat nie lubię tych ze sztucznego włosia. Koszt tego tuszu waha się w granicach 35-40zł. Moim zdaniem świetnie rzesy rozdziela, na pewno ich nie skleja, ale też nie pogrubia, czego ja z kolei nie oczekuję. Wydłużenie również jest całkiem przyzwoite. Dodatkowo ma bardzo głęboki czarny kolor, a ja nie lubię gdy produkty do rzęs czy kresek wpadają w odcienie szarości. Minusem jest na pewno to, że po kilku godzinach, ale dość długich godzinach, odciska się na dolnej powiece i możemy wyglądać jak panda... Lubię go, ale myślę, że raczej już do niego nie wrócę.
Kosmetyki kolorowe niełatwo ulegają wykończeniu, jednak podczas tego Projektu Denko udało mi się zdenkować aż trzy, a tym trzecim jest róż Skin 2 Skin Rouge z Bell. Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl to mega wydajność! Kupiłam go bowiem dobre półtora roku temu. Koszt tego cudeńka to około 10zł. Róż ma bardzo korzystne odcienie, lecz niestety z mojego opakowania starł się numerek :( Róż jest bardzo dobrze napigmentowany, choć ciężko jest zrobić sobie nim krzywdę w postaci plam. Trwałość również zadowalająca, produkt utrzymywał się na twarzy cały dzień. Lubię go, dlatego na chwilę obecną w mojej kosmetyczce również gości róż z Bell.
Kolejne puste opakowanie to Wygładzająca baza pod makijaż 3D Silicone Cashmere od DAX Cosmetics. Natknęłam się na ten produkt troszkę ponad rok temu i na chwilę obecną nie wyobrażam sobie wykonania makijażu bez jej użycia. Jest ona na tyle rewelacyjna, że został jej poświęcony osobny post --> klik <-- do którego przeczytania serdecznie zapraszam.
Kolejny produkt, który już dawno sięgnął dna, to moja ulubiona Dwufazowa odżywka bez spłukiwania NutriQuick z Biovaxu. Ta akurat jest wersją z naturalnymi olejami: olejkiem arganowym, kokosowym oraz olejem z orzechów makadamia. Odżywki te występują w wielu rodzajach i muszę przyznać, że przetestowałam prawie wszystkie ;) Cena to około 20zł. Nie przepadam za nakładaniem odżywki jak szamponu, moim zdaniem przyczyniają się one do obciążania włosów, inaczej ma się sprawa z tymi bez spłukiwania. Moje włosy po umyciu są strasznie poplątane, a mimo iż rozczesuje je Tangle Teezerem to nie jest to najprzyjemniejsza czynność. Dzięki tej odżywce problem automatycznie znika. Włosy stają się gładkie, lejące i przyjemnie pachną, zwłaszcza w połączeniu z szamponem z tej samej serii. Nie elektryzują się. Odżywka jest na tyle zachwycająca, że regulanie podbiera mi ją mój Mężczyzna ;) Jeśli nie wypróbowałyście ich jeszcze, zróbcie to czym prędzej!
Pozostając w temacie włosów - Nivea Szampon nadający blask i objętość Diamond Volume. M.A.S.A.K.R.A. Nigdy więcej nie kupię tego szamponu, obiecuję. Wykończyłam go z wielkim trudem, zarówno ja jak i mój Mężczyzna. Zacznę może od przedstawienia Wam w jaki sposób myję włosy. Otóż do tego celu używam dwóch szamponów - jeden służy do mycia pierwszego, drugi jest już szamponem właściwym. Ten pierwszy jest zawsze z niższej półki, nierzadko znajdujący się na promocji. Choć staram się by był to szampon z Isany, bo jest naprawdę genialny. Służy do zmycia z włosów zanieczyszczeń czy kurzu. Nie oczekuję od niego zbyt wiele, z reguły nawet nie zdąży się zapienić. Drugi szampon to najczęściej szampon z Biovaxu, droższy i zdecydowanie bardziej włosy pielęgnujący. Niestety Nivea działał na moje włosy dramatycznie. Oczywiście nie pienił się, a po umyciu włosy u nasady były parę razy bardziej przetłuszczone niż przed umyciem, zaś końcówki niemiłosiernie się puszyły. Nie wiem dlaczego efekt był właśnie taki, ponieważ wcześniej używałam już szamponów z Nivea i żaden nie zrobił mi takiej krzywdy. Cena to około 10-15zł.
Jeśli chodzi o Nivea, udało mi się skończyć kolejny produkt tej firmy, a mianowicie Tonik odświerzający. Tonik przeznaczony jest do cery normalnej i mieszanej, a jego koszt to również coś w granicach 10zł. Cóż, są produkty, wobec których mam bardzo wielkie oczekiwania i od których również wiele wymagam. Toniki nie należą do tej grupy kosmetyków. Tonik ma cerę odświerzyć czy zmyć ewentualne resztki żelu do mycia twarzy. Jeśli nie robi mi krzywdy jest ok. Ten właśnie produkt nie podrażnia, nie wysusza czy nie zostawia tłustej lub lepkiej cery. Był całkiem przyzwoity, aczkolwiek nie przymierzam się by kupić go ponownie. Obecnie zamierzam zamówić osławioną już Wodę różaną KTC.
Następny z kolejce jest Wygładząjący peeling myjący Nutria z Joanny, ten akurat jest wersją z kiwi. Uwielbiam te peelingi, zresztą w ostatnim Projekcie Denko również pojawiło się jego puste opakowanie. Pachną przepięknie, owocowo, nie chemicznie, jednak zapach nie utrzymuje się na ciele po wyjściu z wanny. Co do właściwości peelingujących - nie mam zastrzerzeń. Drobinki są ostre i usuwają martwy naskórek w sposób należyty. Ot po prostu dobry peeling w niskiej cenie, któż tego nie lubi? Cena to około 5zł., choć ja w Biedronce dorwałam go ostatnio za jedynie 2zł. ;)
Micelarny płyn do demakijazu oczu, ust i twarzy z Delii kupiłam w zastępstwie Dwufazowego płynu do demakijażu również z tej samej firmy. Był to mój ulubiony płyn służący do demakijażu, niestety jakieś pół roku temu zniknął ze sklepów. Nie był dostępny ani w Naturze, ani w Carrefourze, a to tam zwykle go kupowałam. Jako że nie chciało mi się szukać nowego płynu, a do Delii miałam zaufanie, zdecydowałam się sięgnąć po produkt z tej samej półki. Niestety okazał się to totalną klapą w porównaniu do swojego kolegi... Przede wszystkim baardzo podrażniał oczy! Niewyobrażalne jest dla mnie, by produkt do oczu miał je szczypać. Dodatkowo, by zmyć cały makijaż oczu potrzebna była spora ilość tego produktu, który po naciskaniu wacika po prostu wlewał się do oka. Makabra, skończyłam z wielkim trudem, płynu dwufazowego nadal nie ma na półkach, a ja sięgnęłam po polecany Be Beauty z Biedronki. Cena? Cóż, jeśli chodzi o kosmetyki firmy Delia to ceny różnią się kolosalnie, widziałam nawet 200% przebitkę. Najtaniej wychodzi w Carrefourze, bo tylko 6zł.
Lubię dezodoranty w sprayu, nie w kulce czy sztyfcie, ale dość często kupuję te, które akurat znajdują się na promocji. Niestety jest to błąd, bo niejednokrotnie już się zawiodłam. Nie stało się tak jednak w przypadku Dezodorantu Garnier Minerals Czarny Biały Kolory. Nie pamiętam ceny, ale myślę, że spokojnie zamknęła się w 10zł. Bardzo nie lubię, gdy dezodoranty mają nachalny zapach, który czuję dzień. W przypadku tego nie było o tym mowy. Zapach był lekki, świeży i praktycznie niewyczuwalny w ciągu dnia. Dodatkowo było to duże opakowanie, bo aż 250ml. Dezodorant posiadał nawet zabezpieczenie, dzięki czemu, na przykład w podróży, nie dochodziło do uwalniania się produktu. Trwałość 48h? Nie wiem, nie stosowałam na aż tak długo, ale kto to robi? Plam na czarnych ubraniach faktycznie nie zostawiał, ale nie jest to żadna rewolucja wśród dezodorantów. Produkt bardzo mi przypasował i myślę, że następnym razem sięgnę właśnie po niego lub ewentualnie Dove.
I nareszcie ostatni! Płyn do kąpieli Luksja Creamy Rose Petals & Milk Proteins. Lubię płyny z Luksji, ponieważ robią całkiem przyzwoitą pianę i mają szeroki wybór zapachów i to naprawdę ciekawych, oryginalnych zapachów. Różany płyn do kąpieli może nie jest niczym nadzwyczajnym, ale cukierkowy czy karmelowy owszem ;) Produkt niedrogi, bo raptem 10zł za 1000ml. Jest to moje drugie opakowanie i myślę, że sięgnę po kolejne, oczywiście zmieniając zapach.
A jak Wasze Denka? Lubicie tego typu projekty i tego typu posty? Ja bardzo, ponieważ można usłyszeć kilka zdań o produktach, które nie zasługują na miano ulubieńców czy bubli i nie pojawiają się tym samym w osobnych postach.
A jesli chodzi o produkty? Znacie, lubicie, polecacie zamienniki? I koniecznie napiszcie mi jaki krem pod oczy mam teraz wypróbować!
Na sam koniec zapraszam Was do mój profil na Facebooku, będzie mi miło jeśli polajkujecie ;)
Na sam koniec zapraszam Was do mój profil na Facebooku, będzie mi miło jeśli polajkujecie ;)
Soft Mat Loose Powder Manhattan - uwielbiam - używam od dłuższego czasu bo cała reszta mnie niestety uczula i mam straszną wysypkę na buzi.
OdpowiedzUsuńPeeling do twarzy polecam z Joanny - truskawkowy i jagodowy - są naprawdę super, niedrogie dostępne w każdym praktycznie sklepie :)
Pozdrawiam
miłego dnia
Bardzo lubię peelingi Joanny. :) Wykończyć róż - to się nazywa sztuka :D Przynajmniej w moim przypadku :)
OdpowiedzUsuńalbo bronzer!
UsuńFajnie opisane denko- konkretnie i rzeczowo :) Jeśli mogę zabrać głos w sprawie mascary "One by One"- również to niej nie wrócę, nie jest rewelacyjna, a na produkt powyżej 30 zł ja tego wymagam ;p Pozdrawiam ~Martiniqe.
OdpowiedzUsuńhttp://martiniqe.blogspot.com
Zauważyłam żel z Flos Leku i weszłam, ciekawa opinii, bo ostatnio złapałam go w Naturze, w drodze do kasy... Szkoda, że nie działa, bo sama szukam dobrego kremu pod oczy, który działa...
OdpowiedzUsuńbardzo lubię projekty denko! świetny post zaciekawiłaś mnie i na pewno wpadnę tu jeszcze nie raz! a co do produktów również uwielbiam ten peeling a Antybakteryjny Krem Matujący Siarkowa Moc miałam kiedyś ale nawet nie pamiętam jak mi się sprawdzał może znowu go wypróbuje? :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga mimo że dopiero zaczynam i nic na razie ciekawego nie ma
dziękuję i zapraszam ;)
Usuń