13 lutego 2014

Projekt denko numer 1

Witajcie serdecznie! 


Dziś przychodzę do Was ze swoim pierwszym projektem denko! Nie jest on może pokaźnych rozmiarów, ale mam na uwadzę fakt, że długie posty, długo (ciężko?) się czyta. Zatem oto i oni, zdenkowani




Jako pierwszy zaprezentuję Wam tonik przeciwtrądzikowy Care&Control firmy Soraya.
Producent pisze: Tonik przeciwtrądzikowy (bezalkoholowy) usuwa nadmiar łoju i zanieszczyszczenia, nie naruszając naturalnej bariery ochronnej, przywraca naturalne pH skórze i odblokowuje pory skóry. Dzięki recepturze wzbogaconej o witaminę B3, Acnacidol i wyciąg z trawy cytrynowej tonik ogranicza powstawanie zmian trądzikowych. 
Wykazuje bardzo wysoką skuteczność działania potwierdzoną badaniami dermatologicznymi i aplikacyjnymi:
* głęboko oczyszcza
* zapewnia skórze naturalne pH
* zmniejsza wielkość zaskórników i wyprysków
* ogranicza powstawanie nowych
* zwęża pory skóry 
* koi i łagodzi podrażnienia
* poprawia koloryt skóry
* zmniejsza szorstkość
Rezultat: czytsa, gładka i matowa skóra, bez wyprysków i zaskórników.




Pierwszy raz zetknęłam się z tym produktem około pół roku temu, kiedy to wybierając się po swój ukochany tonik odświeżająco-łagodzący, również z serii Care&Control od Soraya, po prostu go nie zastałam. Jako że potrzebowałam toniku "na już" zdecydowałam się sięgnąć po jego bliskiego krewnego, czyli właśnie po owy tonik przeciwbakteryjny. Niestety od tamtej pory nie udało mi się spotkać w żadnym sklepie wspomnianego wcześniej poprzednika, być może został on już wycofany ze sprzedaży, a wielka szkoda... Niemniej jednak wracając do tematu, dostępność tego produktu jest całkiem dobra. Z pewnością jest do dostania w drogeriach sieciowych jak Rossmann czy SuperPharm. Jego cena to około 10-11zł. Moja cera jest cerą mieszaną, w kierunku do tłustej. Nie mam wyprysków, ani zaskórników, jej jedynym mankamentem są rozszerzone pory, dlatego nie potrafię odpowiedzieć na pytania czy rzeczywiście takie niedoskonałości cery tonik ten niweluje. Dla mnie jest to produkt ani na tak, ani na nie. Po prostu jest. Ma nienachalny zapach, bardzo dobrze oczyszcza, po aplikacji nie ma wrażenia ściągniętej skóry, a co najważniejsze nie podrażnia. Tonik sprawdza się u mnie całkiem dobrze, nie wiem czego jeszcze oczekiwać bym miała od toniku... Jestem również zwolenniczką inwestowania w kosmetyki, które naprawdę mają działać i przynosić oczekiwane rezultaty, dlatego na tonik wydaje niewiele, zaś za krem jestem już skłonna zapłacić więcej. Moja rada? Warto wypróbować jeśli kiedykolwiek się nad nim zastanawiałyście, ale jest to produkt raczej dla zdrowej cery mieszanej, aniżeli problematycznej ze skłonnościami do przetłuszczania. 

Jako drugi produkt w kolejce ustawiła się maseczka do włosów z olejkiem arganowym od Joanny.
Producent pisze: Maseczka, którą trzymasz w dłoni została wzbogacona o niezwykle cenny olejek arganowy , zwany też płynnym złotem Maroka. Ten orientalny składnik posiada bogate właściwości pielęgnujące włosy i delikatną skórę głowy. Teraz i Ty możesz rozkoszować się korzyściami płynącymi z tych luksusowych dobrodziejstw, a Twoje włosy zyskają:
* odżywienie i wzmocnienie
* regenerację zniszczonych partii 
* niesamowitą miękkość i witalność 
* łatwość rozczesywania
* zmysłowy połysk
* ochronę przed puszeniem się
Bogata konsystencja i piękny zapach maseczki sprawią, że pielęgnacja włosów stanie się wyjątkowym rytuałem przywracającym naturalne piękno.




W całym wielkim boomie na olejek arganowy maseczka ta wypada naprawdę słabo. Skusiłam się na nią słysząc pozytywne opinie youtuberek, a zapłaciłam za nią dokładnie 6,90zł. Cena bardzo przystępna jak za 150g produktu. Minusem na pewno jest dostępność. Łatwiej znaleźć ją w osiedlowych sklepach kosmetycznych, zwłaszcza w małych miejscowościach, aniżeli w sieciowych drogeriach. 
A działanie? W mojej opinii ta maska nie robi kompletnie nic. Producent zaleca pozostawić ją na włosach kilka minut, niemniej jednak ja mam swój sprawdzony sposób na maseczki. Przede wszystkim czepek, ciepły ręcznik i czas trzymania na włosach nie mniejszy niż 60min. Nawet po tak długim czasie nie widziałam żadnych rezultatów. Włosy ani lepiej się nie rozczesywały, ani nie błyszczały. Po wysuszeniu, w dotyku rónież nie były miłe. Jedyne efekty jakie dostrzegłam to szybsze przetłuszczanie, zwłaszcza na grzywce, które to było widoczne już po kilku godzinach, i znaczne obciążanie. Konsystencja także nie przemawia na korzyść tej maseczki. Jest rzadka, spływa z włosów i wydostaje się spod ręcznika, ściekając cienkimi strugami po szyi (brr). Dla mnie minusem jest także opakowanie. Nie lubię masek, które są pakowane w tubki. O ile na początku to nie przeszkadza, o tyle na końcu ciężku wydobyć jakąkolwiek minimalną ilość produktu. Lubię kosmetyki od Joanny, ale ta maska jest totalnym bublem i wiem, że nie kupię jej ponownie.

Co następne? Może czekoladowy żel pod prysznic z nutą wanilii po raz kolejny z firmy Soraya
Producent pisze: czekoladowy żel pod prysznic o obłędnie zmysłowym zapachu mlecznej czekolady, słodkiej wanilii i pudrowej nucie bazy zamienia zwykły prysznic w chwilę aromatycznej przyjemności. Otula zmysły ciepłem i słodyczą niczym kubek gorącej czekolady. Pozostawia skórę czystą, odświeżoną i cudownie pachnącą. 
Wyjątkowy nastrój w Twojej łazience? Hot Chocolate sprawdzi się w relaksującej kąpieli po męczącym dniu oraz jako energetyzujący żel pod prysznic, który pobudzi Cię do działania.




Uwielbiam balsamy, żele pod prysznic czy płyny do kąpieli o zapachu czekolady, zatem gdy moje oczy napotkały tę białą buteleczkę w Lidlu bez wahania wyciągnęłam po nią ręce. Nie pamiętam dokładnej ceny, ale myślę, że oscylowała ona w granicach 8zł. Żel jest dość gęsty, ma kolor mocno wyblakłego budyniu czekoladowego. Pieni się względnie dobrze, ekstremalnego nawilżenia nie dostrzegłam. Zapach faktycznie jest obłędny, nie spotkałam się z żelem, który pachniałby aż tak intesywnie. Mi to odpowiada, nawet bardzo, lecz dla niektóych zapach ten może być nachalny. I tyle. Jedynym plusem jest tu po prostu zapach, idealny na zimowe poranki i wieczory. Niestety zapach nie utrzymuje się po wyjściu spod prysznica, więc ta chwila rozkoszy, którą obiecuje producent jest faktycznie chwilą ;) Czuć jest również wyłącznie kubek ciepłej czekolady, nie ma tu mowy o choćby nucie wanilii, oszukaństwo! Czy kupię ponownie? Raczej nie. Zachwyciuł mnie zapachem, lecz na rynku znajduje się tyle żeli pod prysznic o podobnym zapachu, że najpierw wypróbuje je wszystkie, a dopiero potem wybiorę swój numer jeden ;)

I ostatni już zdenkowany, a mianowicie podkład Revlon Colorstay! Produkt kultowy, myślę, że nikomu nie trzeba go już przedstawiać, niemniej jednak pokuszę się o parę drobnych zdań na jego temat.




Podkładu używam już bardzo długo, kilka lat wręcz. Bardzo długo był on moim numerem jeden i zarzekałam się, że nigdy, przenigdy nie odstawię go na rzecz innego. Ale po kolei...
Mam cerę bardzo jasną, w związku z tym mój kolor to 110 Ivory. Odcień najjaśniejszy i dość ciężko dostępny. Skoro już o dostępności mowa to polecam szukać go w Internecie, ponieważ tam zapłacicie za niego około 30zł, często nawet już z przesyłką, podczas gdy ceny stacjonarne sięgają nawet 70zł. Mój podkład przeznaczony jest do cery mieszanej i tłustej.
Przede wszystkim, co powie Wam absolutnie każdy, podkład jest naprawdę bardzo mocno kryjący, a co za tym idzie bardzo ciężki. Jego konsystencja jest ultra gęsta, zatem polecam bardzo szybko rozprowadzać go na buzi, ażeby uniknąć jego zestalenia się. Podkład raczej dobry na zimne miesiące, na pewno nie na lato. Jego wielkim plucem jest trwałość. Faktycznie utrzymuje się kilka dobrych godzin, może nie 24h, które to obiecuje producent, ale z czasem radzi sobie naprawdę bardzo dobrze. Podkład będzie tak samo trwały dla cery tłustej, ponieważ i moja kiedyś do takich należała. Tak jak mówiłam, myślałam, że nigdy go nie odstawię, bo jest to naprawdę świetny podkład, jednak trochę już dorosłam i nie wymagam totalnego matu na twarzy, utrzymującego się cały dzień. Wolę gdy moja cera jest rozjaśniona, wygląda zdrowo i promiennie, a piegi nie są schowane pod maską tego podkładu. Jakiś czas temu, a konkretniej na promocji -40% w Rossmannie, znalazłam bardzo fajny zamiennik tego podkładu, więc na razie nie planuje ponownego zakupu. Czy kiedyś się to zmieni? Tego nie wiem.

I to by było na tyle, Moi Drodzy. Dajcie znać czy używałyście któregoś z tych produktów i czy się u Was sprawdził. A może właśnie planujecie zakup jednego z nich? 

Pozdrawiam Was serdecznie,

Agnieszka. 



9 komentarzy:

  1. o maseczce do włosów już słyszałam i chętnie wypróbuję, jak tylko skończę mojego Syossa, co do żelu, to wygląda ślicznie, i ta czekolada! ale skoro po kąpieli nie ma już po niej śladu, to pewnie się nie skuszę...

    OdpowiedzUsuń
  2. sądzę, że nie do każdego rodzaju włosów będzie dobra. Ja z tej samej serii używałam odżywkę, oraz serum do końcówek i była rewelacja

    OdpowiedzUsuń
  3. Revlon rzeczywiście jest kultowym produktem. Ja nigdy nie miałam, ale milion razy słyszałam o nim to blogów, to od koleżanek :) Pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Revlona używam od miesiąca i zastanawiam się, co w nim takiego niezwykłego. Dużo lepszy efekt osiągałam za pomocą innych podkładów. Jednak największym mankamentem jest wg mnie konieczność nakładania go palcami, czego nie robiłam od kilku lat (nałożony pędzlem lub gąbeczką smuży, waży się, efekt jest tragiczny) i podkreślanie suchych skórek. Ciekawa jestem, czy poprzednia formuła lepiej się sprawdzała pod tymi względami? Jakiego podkładu teraz używasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie lepszy efekt uzyskuje się po nałożeniu go pędzlem ;) Na rękach jest zbyt tępy. Aktualnie używam 123 Perfect z Bourjois i jestem zadowolona ;)

      Usuń
    2. No kurcze, to chyba za wolno macham tym pędzlem, bo wygląda, jakby się zważył :P Może dam mu w takim razie jeszcze jedną szansę w duecie z pędzlem ;) Mój ostatni patent, to nie nakładać kremu przed nałożeniem podkładu, tylko je wymieszać i dopiero nakładać, trochę lepiej to wygląda i rzeczywiście lepiej się rozprowadza. A do Bourjois się przymierzam od długiego czasu, ale zawsze mi coś nie pasowało, a to kolor, a to krycie... ale może latem jeśli się nie zafiksuję na Wake Me Up to może przetestuję w końcu 123 albo healthy...

      Usuń
    3. Widzę, że te same gusta jeśli chodzi o podkłady! Na Wake Me Up czaję się i postanowiłam, że gdy tylko wiosną pojawi się promocja -40% w Rossmannie od razu się w niego zaopatrzę. Moim patentem co do Revlonu jest nakładanie bazy pod pokład Cashmire z DAXa. Ona sprawia, że twarz jest bardzo gładka i lekko śliska i rozprowadzanie go nie jest aż tak ciężkie. Ale jest to silikonowa baza, więc zależy jak się jest do silikonwó nastawionym ;) Mi osobiście nie przeszkadzają.,

      Usuń
    4. To szykuje się jakieś -40% na wiosnę? ;> Czaję się na tę bazę od dawna, ale boję się, że będzie zapychać. A Wake Me Up jest świetny na ciepłe miesiące, cera bardzo ładnie w nim wygląda.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń